poniedziałek, 10 grudnia 2012

5. ,,Malfloy?!"

Przepraszam za tak długą nieobecność i mam nadzieję, że mi wybaczycie. :c Ostatnio zawaliłam, ale najpierw musiałam ogarnąć się i dopiero teraz przyszedł czas na bloga. Jeszcze raz przepraszam... ;* Obiecuję, że już będę ,obecna', a przynajmniej będę się starała. 
    _________________________________________________                          



                               ,,Gdzie płonie lampa wiedzy, 

                          Gdzie mędrcem będziesz snadnie, 
                              Tam świat Twój nie należy,
                                      Tam serce skona nagle. 
            Lecz tam gdzie spryt i ambicję cenią ponad wszystko 
           Poznasz  szczęście, przyjaźń oraz duszę bratnią blisko. " *




      Luna przed dłuższą chwilę miała zamknięte oczy. Słowa piosenki docierały do niej stopniowo, lecz tylko do niej. Pozostałym nie było ich nawet usłyszeć. 
- Co to znaczy? - w jej głosie słychać było dziecinną ciekawość jak i nutkę strachu; tworzyło to dość dziwny kontrast. Ginny i Harry spojrzeli na nią zdziwieni, lecz Draco z żywym zainteresowaniem. Wierzył jej w każdym calu; Nigdy się na niej nie zawiódł, a ona na nim, aż za często, bo zawsze. 
- Naprawdę nie słyszeliście tych słów? Przecież były tak głośne i wyraźne. -blond włosa  patrzyła  na nich z niedowierzaniem mówiąc te słowa. Napotkała zdystansowany wzrok Wybrańca i jego ukochanej.  - Nie wierzycie mi? - zapytała. Jej oczy niebezpiecznie się zaszkliły, a broda zaczęła trząść od powstrzymywanych łez. Zareagowała może zbyt gwałtownie, nawet we własnej ocenie, jednak miała już dosyć. Wszyscy traktowali ją jak wariatkę, od czego z resztą pojawił się żarty o niej i przydomek ,,Pomyluna". Pod napływem złych wspomnień, nie bacząc na nic, wybiegła z przedziału. 
   
                                                                        ***
   Malfloy był wściekły na siebie, że nie obronił jej. Miał szczerą ochotę wzięcia Luny w ramiona i chronienia przed wszystkim złem tego świata. Gniew kumulował się w nim; ciągle miał przed sobą widok jej łez. Palił go ich słony zapach. 
- Co najlepszego zrobiliście?! Czy nie widzicie, że potraktowaliście ją jak jakąś nienormalną?! - krzyknął do bruneta i wtulonej w niego rudowłosej. Chłopak już otwierał usta, aby ich bronić, jednak blondyna już nie było. Wybiegł za Lovegood. 
    Szukał jej w całym pociągu. Przerywał rozmowy innym uczniom w targując do ich przedziałów. Był gotowy poruszyć niebo i ziemię, aby ją odnaleźć. I znalazł. Stała na jednym z najbardziej oddalonych korytarzy, wyglądając przez otwarte okno. Jesienny wiatr rozwiewał jej loki, a jej powieki były zamknięte i lekko zaczerwienione od płaczu. Na jej wargi wstępował delikatny uśmiech, za każdym razem gdy podmuch wiatru smagał jej twarz. Dracon podszedł do niej po cichu, po czym zatrzymał się tuż za nią. Położył jej ręce na biodra. 
- Ja ci wierzę. - szepnął jej do ucha. Zadrżała słysząc jego głos. Odwróciła się powoli. Stali na przeciwko siebie. Ogień i lód. Dobro i zło. Różni, a jednak tak podobni. 
- Czemu? - zadała ciche pytanie chłopakowi. Z jej perspektywy wyglądał jak młody bóg. Czarne, sprane dżinsy oraz zwyczajna niebieska koszula dodawały mu uroku. W tym roku jego włosy już nie były misternie zaczesane do tyłu i unieruchomione przez grubą warstwę żelu; miał je w artystycznym nieładzie. Stalowoniebieskie oczy nie były już tak oziębłe i skute mrozem, nie wiało od nich zimowym chłodem. Były ciepłe i aż uśmiechające się, tak samo jak jego usta. ,,Mój osobisty anioł" pomyślała, jednak szybko odgoniła tę myśl. Nie był jej i to najbardziej smuciło Lunę. 
- Dlatego, że jeżeli mówisz, że coś słyszałaś to musiało tak być. - odpowiedział spokojnie. Patrzyła na niego z niedowierzaniem, jednak po chwili odwzajemniła uśmiech. Wrócili do swojego przedziału który był pusty. ,,Na szczęście" myśl zabłąkała się w głowie Draco. 
   
                                                                      ***
   Przebrali się w szkolne mundurki. Luna na czas przebierania blondyna wyszła na korytarz, a on kiedy ona. Siedzieli już w długich szatach. Chłopak miał zielone i złote wykończenia, oraz godło Slytherinu, natomiast dziewczyna niebieskie i brązowe barwy swego domu oraz jego herb - orła. Między nimi panowała cisza. Nie musieli nic mówić. 
   Pociąg zatrzymał się. Na peronie cierpliwie czekał Hagrid, aby pomóc zagubionym pierwszoroczniakom. Lovegood, jako jedna z prefektów, pomagała mu zapanować nad rozemocjonowaną zgrają. 
- Pirwszoroczniacy, wskakujta do łódek! - wołał pół olbrzym już nieco zdenerwowany. Pod nosem mruczał na rodziców niesfornych uczniów, jednak widać było, że cieszy się z ich liczby. Pomimo, że w Hogwarcie zapanowało lekkie opustoszenie wywołane pogłoskami o Voldemorcie*, nie wszyscy zaczęli panikować. 
   Gdy już wszyscy pierwszoroczniacy wyruszyli w drogę jeziorem, starsi uczniowie zaczęli wsiadać do czekających już na nich powozów. Luna podeszła, jak zwykle, do jednego z testerali. Pogłaskała go po po szyi i wsiadła do środka. 
- Och, przepraszam. - powiedziała cicho. W środku siedzieli sami ślizgoni - Blais Zabini, Gregory Goyle, Vincenty Crabbe, Teodor Nott, oraz  Pansy Parkinson z dwójką nieznanych Lunie ślizgonek. Były jeszcze trzy miejsca, jednak dziewczyna wolała nie zajmować ani jednego z nich. Szybko wyszła i zamknęła za sobą drzwi. Usłyszała jeszcze szyderczy śmiech. 
- Luna, chodź tutaj. - rozległ się głos... ,,Malfloy?!" pomyślała dziewczyna. Niepewnie podążyła do jednego z zaprzęgów. Przed nim stał Draco, trzymając klamkę od drzwi jedną ręką, a drugą wskazujący na wnętrze. 
- Wsiadaj. - powiedział, a ona posłusznie wykonała prośbę. 
_____________________________________________________________
*No tak, poetka ze mnie marna, ale mam nadzieję, że ujdzie. ;) 
*Akcja w moim opowiadaniu dzieje się przed wydarzeniami z Insygnii Śmierci, można powiedzieć wręcz w czasach ,,Księcia Półkrwi". ^^   Luna jest teraz na 5 roku (ma 15 lat) a Draco na 6 (16 lat).