wtorek, 24 grudnia 2013

24. Wspomnienia.


[muzyka]

Ej, czy ktoś słyszy mnie?
W smutek opakowana, 
Leżę zakneblowana, 
Ej, czy ktoś słyszy mnie, 
Ej, tu jestem na dnie, 
Ej, czy ktoś wie, 
Jak tu jest na samym dnie?


***

   
- Miałem zacząć nowe życie! Nowe życie, bez pragnącego mej zguby brata nad karkiem... - mruczał pod nosem, przenosząc za pomocą różdżki ówczesny pomniejszony dobytek do dużego, brązowego kufra w stylu wiktoriańskim. Kolejny misterny plan Gregorego runął. Jego brat był uparty i inteligentny - dzięki tym dwóm cechom odnajdował jego kryjówki bezproblemowo, a najdłuższym czasem poszukiwań było półtora roku, które w obliczu 1230 lat jest jedynie ułamkiem i marną liczbą. Młody Hank był sprytny, jednak Nathaniel miał za sobą całą Inkwizycję, gotową do największych poświęceń. 
   Mężczyzna westchnął ciężko, nad planami miast południowej Europy i wschodniej Azji; powoli kończyły mu się kryjówki w jakich mógłby znaleźć swój azyl na świecie. Zwinął mapy, wybrawszy kolejne schronienie. Jego celem ucieczki było Guadalest; małe miasteczko położone niedaleko Alicente w Europie. Znał je z opowieści swojego ojca i wiedział, że Nathaniel nienawidził owej malowniczej wioski z rodzinnym, drewnianym domem na jednym z nielicznych wzgórz. Czuł, że odnajdzie tam upragniony spokój duszy. 


***

   - Czujesz się już lepiej? - Draco podał Lunie szklankę z wodą, którą przyjęła z wdzięcznością. Kilka minut wcześniej zasłabła, jej rany dawały coraz bardziej o sobie znać, a wspomnienia wracały uderzając z ogromną siłą. Wcześniejszą euforię wywołaną uwolnienie z niewoli zastąpił ból i strach; nie docierało do niej do końca co dokładnie miało miejsce za kratami, nie wiedziała gdzie są jej przyjaciele i ojciec, nie znała sytuacji w przygotowaniach Zakonu do wojny. Martwiła się; przed jej porwaniem dowiedziała się o kolejnej misji, a pierwszej, w której miała wziąć czynny udział. Inwigilacja Ministerstwa miała być właśnie jej zadaniem. Aby w ogóle być braną pod uwagę musiała ćwiczyć godzinami zaklęcia, czując się w stosach ksiąg zapisanych dziwnym, sztywnym pismem niczym Hermiona. A to nie był jej świat, w głębi słabo oświetlonej biblioteki nie czuła się sobą - Pomyluną, która jeśli już czytała książki były to utwory zaliczane do fantastyki, bajek i baśni. 
- Nie mogę uwierzyć, że wojna naprawdę się zbliża... - pomimo, że mówiła te słowa z powagą, zabrzmiały jak zwykły komentarz o pogodzie, jedynie w jej oczach było widać niepewność, strach i niemoc. Otworzyła usta, chcąc coś jeszcze powiedzieć, jednak zamiast tego ziewnęła, prostując lekko plecy i marszcząc nos. Draco uśmiechnął się lekko, poprawiając od niechcenia mankiet koszuli ze szmaragdową spinką wytłoczoną w herb rodu Malfoy'ów. 
- Jesteś jeszcze słaba, powinnaś odpocząć - wstał, rozglądając się po półkach jednego z dużych, dębowych regałów - Nie mam niestety eliksiru pieprzowego, ani... w sumie nie mam tutaj żadnego eliksiru, a wuj jest chwilowo zajęty, więc jedyne co mogę zrobić, to zaproponować Ci jedną z sypialni. Być może sen wystarczy ci do regeneracji sił - mówił rzeczowo, a z jego twarzy nie można było odczytać żadnego uczucia. Luna kiwnęła głową, coraz bardziej zdając sobie sprawę z faktu, iż uratowanie jej nie wiąże się z żadnymi głębszymi uczuciami, a tym bardziej z miłością, a jedynie jest pierwszym odruchem człowieczeństwa jaki zaobserwowała u młodego Malfoya. 
   Draco sięgnął po kolejną butelkę Ognistej, podczas gdy Luna spała na jednoosobowym prostym łóżku w małym, ciasnym pokoiku o beżowych ścianach, gdzie jedynymi meblami były dwa fotele, stoliczek i łóżko. Wiedział, że nie zostanie tam długo; wybrała sobie ten pokój z racji czegoś, co nazywał u niej skromnością, a u innych głupotą, jednak pozwolił zostać jej tam jedynie z racji jej zmęczenia. Nie odrywając wzroku od dziewczyny wypił kolejną szklankę, krzywiąc się lekko na pozostawioną przez napój nutę goryczy. 
- Co ty ze mną robisz, kochana... - mruknął pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Pijąc już drugą butelkę alkoholu, odczuwał skutki swej libacji, takie jak zbytnia prawdomówność, co uwłaczało mu nawet, gdy nikt nie słyszał jego zwierzeń. 
   Blondynka jakby usłyszawszy jego słowa poruszyła się niespokojnie w swojej sennej rzeczywistości, przekręcając się na bok i w efekcie ukazując świeże rany wcześniej ukryte pod brudnym, lekko podartym, zwykłym białym podkoszulkiem. 
   Jej plecy były w całości pokryte czerwonymi pręgami; efektem jednej z mugolskich, średniowiecznych tortur w jakich lubował się Rookwood. Dodając do tego zaklęcia rozrzedzające krew i podpalanie ogniem świeżych ran, była to jedna z najcięższych kar, stosowana przy przesłuchaniach. Czarodzieje, którzy doświadczyli katuszy, porównywali ból z przysłowiowym obdzieraniem ze skóry. Chłopak na samą myśl o tym, co przeżyła zmarszczył nos. 
- Obiecuję ci, będziesz już bezpieczna. Wszystkie demony znów zejdą do piekieł. Postaram się o to, choćbym sam miał tam zawędrować za swe grzechy. - oznajmił z powagą, zbyt wyniosłą nawet jak na dorosłego czarodzieja. Ale wojna już się zbliżała, każdy musiał już wyzbyć się resztek dziecięcych lat. Nawet Pomyluna Luna Lovegood. 


***

    Od kilku dni nie czuła niczego innego poza przerażającym bólem. Nie mogła otworzyć oczy, ani wydobyć z siebie słowa. Była bezsilna. Pozbawiona możliwości ruchu i jakiejkolwiek formy wyrazu. Była na dnie, w samym piekle swojego osobistego świata. Pozbawiona kontaktu z ludźmi, pozbawiona wzroku, siły czy też możliwości zadania plątających się po jej głowie pytań. Tak, dla niej to było piekło. Jednak nawet w takich okolicznościach los się do niej uśmiechnął. Co prawda - krótko, sardonicznie, lecz dał jej na chwilę przywilej posiadania własnego, prywatnego Anioła, kogoś kto odganiał ból i opiekował się nią. Nie wiedziała kim On jest, ale wyobrażała Go sobie jako wysoką postać, całą w bieli, bez twarzy, lecz z tym głębokim, spokojnym basem, który podświadomie kojarzyła, lecz nie wiedziała do końca skąd. Tak plasowała się sytuacja u będącej w stanie śpiączki Hermiony Granger...
   Poza nieodłączną czernią, gdy obejmowały ją silne ramiona Morfeusza, na oczy nakładały się jej obrazy i wspomnienia; uśmiechnięta, jasnowłosa para, będąca w subtelnym salonie gdzie wszystko było przytulne i utrzymane w odcieniach beżów i brązów, pojedyncza, wiśniowa huśtawka, stosy kolorowych książek, gdzie jednak treść zawsze była wyżej niż forma, niebiesko - białe choinki z różowymi cukierkami, których ubywało z dnia na dzień, drewniane pudełko z kredkami, kartony i brokaty z których powstawały nie zawsze najpiękniejsze, ale zawsze najbardziej pracowite i przemyślane kartki, mały domek z czerwonej cegły, jego mieszkańcy, czyli starsza pani z siwymi, długimi włosami sięgającymi lędźwi, oraz uśmiechnięty, łysy staruszek w grubych okularach... 
   Później obrazy zmieniły się na coraz bardziej wyraźne i nowsze; tabliczka ,,peron 9", rudowłosa rodzina z niską, pulchną kobietą na czele, mały przedział i ognistowłosy chłopak ze zmarszczonym nosem i starym szczurem w kieszeni oraz czarnowłosy chłopak z różową blizną, którą odsłaniał przy śmianiu się. Wielki zamek otoczony piękną rzeką, zachodzące słońce rzucające pomarańczowe płomienie na witraże w jego oknach, ruchome schody, mówiące obrazy z markotnymi, jak i uśmiechniętymi postaciami, kolejne sale wielkiego budynku, zbroje ustawione na półpiętrach, pokoje z wielkimi łożami, wielkie pomieszczenie wypełnione całkowicie półkami ksiąg... ,,raj" pomyślała na samo wspomnienie.... 
   Dotarła do pewnego człowieka, kruczowłosego mężczyzny z matowymi, praktycznie czarnymi, tęczówkami, w granatowych, długich szatach, wysokiego i przeraźliwie chudego, mogącego mieć nie mniej niż trzydzieści lat. Ktoś mógłby rzecz, że wygląda na dziwnego i lekko przeraźliwego, jednak dla niej był miłym wspomnieniem, kojarzonym z pergaminem, stosami starych ksiąg i licznej ilości próbówek wypełnionych różnorakimi substancjami. Później obrazy wciąż się zmieniały, ale miły już jedną wspólną cechę; w każdym był on. 

_________________________________________________________

Wesołych świąt, kochani ♥ Mam nadzieję, że rozdział jako - taki :) Przepraszam za wszystkie błędy i niedociągnięcia - piszcie swoje zastrzeżenia, gdyż pisałam całość w około dwa dni, co nie było dobrym posunięciem. No, ale cóż. Staram się dobrze uczyć, spędzać czas z rodziną i znaleźć miejsce choć na chwilę oddechu. Nie udaje się, ale może nowy rok coś zmieni :) Postaram się dodać za kilka dni jeszcze jeden rozdział i być może, o ile chcecie, miniaturkę :> 
Pozdrawiam Was serdecznie i dziękuję, że jeszcze jesteście ze mną ♥