sobota, 11 października 2014

26. Zdradziecki krąg - cz. II



,,I thouht I'd buried you
And covered the tracks 
You'll have to takie this with your cold dead hands 
I thougt I'd buried you
What's dead can never die".


*** 

   Zakapturzona, odziana w czarny płaszcz śmierciożerców postać poruszała się szybkim, stanowczym krokiem ciemnymi korytarzami podziemi. Betonowe mury wraz z lekko przyćmionym światłem naściennych pochodni przypominały średniowieczne czasy. Powietrze było zatęchłe, wyczuwalna była mocna woń parafiny. Rodion zatrzymał się mając przed sobą mur. Nacisnął jedną z cegieł. Ściana ustąpiła miejscu przestronnemu pomieszczeniu w odcieniach czerni i czerwieni. Pośrodku pomieszczenia umieszczony był przestronny, mahoniowy stół przy którym zasiadały dwie osoby - ciemnoskóry mężczyzna w średnim wieku z ciemnymi, długimi włosami, małymi, niebieskimi oczami i wydatnymi ustami oraz nerwowo rozglądający się wokół, jakby poszukujący potencjalnego zagrożenia młody chłopak nie mogący mieć więcej niż trzydzieści lat. Złote ornamenty, jasny kominek zabytkowe księgi i rzeźby sprawiały, że pokój mógłby zostać uznany za przyjemny, jednak nawet one nie potrafiłyby odwrócić uwagi od unoszącego się w powietrzu ciała młodej kobiety. Okalane czarnymi, falowanymi włosami delikatne rysy kontrastowały z widocznym bólem i cierpieniem w oczach i grymasie ust. 
- Cóż takiego cię zatrzymało? Czekaliśmy na ciebie - starszy mężczyzna wstał i stanowczo uścisnął dłoń przybyłemu przyjacielowi. 
- Wybacz, ale znów zwołał spotkanie. Naprawdę, mam stanowczo dość tych popołudniowych herbatek i jego wywodów o wspaniałym Potterze, którego nie może zniszczyć pomimo tego, że jest to bezmyślne dziecko które jakimś cudem okazało się być czarodziejem. Ich domniemana walka coraz bardziej przypomina zabawę w kotka i myszkę! - wzburzony prawie, że wykrzyknął uderzając przy tym pięścią w stół. Odetchnął głęboko aby uspokoić wzburzone emocje - Mam nadzieję, że ten cyrk nie potrwa już długo. 
- Nie martw się Rodionie, już za niedługo wystawimy finalny akt tego przedstawienia... - młody chłopak zaśmiał się szaleńczo, a cała niepewność zniknęła z jego turkusowych oczu. Ciemnoskóry mężczyzna przewrócił oczami. 
- Tak, uwielbiamy twój zapał Jeffreyu jednak jedyne przedstawienia jakie dotąd miały miejsca to wasze rozmowy. Może zajmiemy się naszym wspaniałym gościem? Wydawało mi się, że plan jest gotowy więc nie musimy już więcej tracić czasu na jego omawianie i snucie coraz to śmielszych planów. Pamiętajmy o tym, że przed sobą nie mamy małego dziecka, a czarodzieja, który prawdopodobnie jest najwybitniejszym i najgroźniejszym od stuleci ustępującym jedynie Merlinowi - mówił z przekąsem. Nie w jego stylu były maskarady i otoczka złej postaci. Niedawno urodził mu się prześliczny synek, jego żona martwiła się za każdym razem gdy spotykali się tuż przed nosem swojego wroga w potajemnej komnacie i coraz bardziej pragnął już tylko spokoju ducha, jednak do jego osiągnięcia potrzebni byli mu sojusznicy - Och, Elisabeth czy to wszystko musi być takie skomplikowane? - pogładził lewitującą kobietę po bladym policzku rozmazując przy tym smugę skrzepniętej już krwi - Kończymy już to panowie, śpieszy mi się - wyciągnął różdżkę i zamachał nią wyćwiczonym ruchem wykonanym jakby od niechcenia - Avada kedrava! - Zielony płomień trafił w ramię przez co Elisabeth Person jeszcze kilka razy ruszyła się w ostatnich konwulsjach, aby następnie jej ciało delikatnie opadło na stół. 
- Taka piękna... - Rodion delikatnie obwiódł jej usta palcem podziwiając nietypowe rysy młodej kobiety. 
- Dobrze wiesz, że mówiła za dużo. Nie wykonała swojego zadania należycie, a dodatkowo prawie nas zdemaskowała. Kilka kieliszków Ognistej w towarzystwie nie właściwej osoby może pozbawić nas życia. Nie możemy pozwolić sobie na tak lekkomyślne zachowanie! - jego głos poważny i podszyty zdenerwowaniem. Niesubordynacja zawsze wpędzała go w gniew. - Pozbądźcie się ciała. Sądzę, że najlepszą opcją byłoby upozorowanie wypadku na terenie Hogwartu. Zakazany Las byłby do tego idealny, ale jeśli traficie na jakieś kłopoty załatwcie wszystko po cichu, zaginięcie też powinno być odpowiednie. Pamiętajcie przede wszystkim o tym jak blisko celu już jesteśmy, jedno potknięcie może być naszym ostatnim. Nie robimy tego dla siebie, ale dla całego magicznego półświatka. Musimy dokończyć całą tą akcję w dobrym stylu a trup na naszym dotąd czystym koncie byłby bezsensownym posunięciem - prychnął popijając wcześniej przywołaną kawę. 


***

  Nie wiedział jak ująć to w słowa. Choć jego usta nie były nieskalane, to kłamstwo miało być najgorszym jakie kiedykolwiek wypowiedział. Wziął kilka głębokich wdechów czując w nozdrzach mroźne, późnojesienne powietrze. Poprawił złote spinki od mankietów i granatowy krawat. Ubrany był w elegancki szary garnitur na założenie którego zdecydował się w ostatniej chwili, podobnie jak i czerwoną różę samotnie leżącą na krwistoczerwonej narzucie łoża. 
- Chciałeś mnie widzieć panie? - kolejny głęboki wdech. Powoli odwrócił się mając nadzieję, że wszelakie uczucia z jego twarzy znikły tak, jakby sobie tego życzył. 
- Tak Bello, chciałem z tobą porozmawiać. Proszę, to dla ciebie - podał jej kwiat, barwą pasujący do koloru jej sukni. Czarne loki delikatnie okalały jej twarz w kształcie serca, a usta ułożyły się w lekko rozmarzony uśmiech. 
- Dziękuję, jest piękna - skrzywił się. Wybrał najgorszą z róż próbując wmówić sobie, że tylko na taką zasługuje ta podstępna kobieta, która stała przed nim w zdecydowanie za krótkiej sukni, mimo, że sięgała jej do kostek. 
- Nie ciesz się tak, jest to świstoklik. Za pół godziny przeniesie cię do mojej rezydencji w północnej Francji. Na miejscu czeka na ciebie twój mąż Rudolf i Bujdka. Mam nadzieję, że będzie wam dobrze służyć - podszedł do drzwi i otworzył je zamaszystym ruchem. Podniósł wzrok i spojrzał na byłą kochankę z obrzydzeniem - myślałaś, że nigdy się nie dowiem? Teraz jesteś już bezużyteczna! Daję ci posiadłość za dobrą służbę, ale nie licz na więcej - warknął nie mogąc już więcej pohamować emocji. 
- Ale... Tom, jak ty... ja... - łamiącym głosem nie mogła wypowiedzieć nawet jednego zdania. Chciała wyjaśnić, powiedzieć mu prawdę, ale nie potrafiła. 
- Tylko tyle masz do powiedzenia? - prychnął - Z resztą, wynoś się. Po prostu się wynoś, nie chcę cię już więcej widzieć. Kiedy wrócę ma cię tu nie być! - szybkim krokiem wyszedł ze swojej komnaty zostawiając tam płaczącą kobietę. Jej widok przyprawiał mu tylko ból. 

                                  _____________________________________

Króciutko. Zbyt króciutko, ale mam nadzieję, że 27 za tydzień odkupię winy. Wybaczcie, ale złamana ręka nie pomagała niestety w pisaniu :p Trzy nowe postacie to pewnie przegięcie, ale już za niedługo dowiecie się po jaką cholerę ta głupia dziewczyna jaką jestem tak bardzo kombinuje z wielowątkową fabułą i zbyt dużą ilością czarnych charakterów ;) W następnym rozdziale duuużo Sevmione i równie dużo problemów pomiędzy Draconem a Luną ^^ Enjoy! <3