***
Draco Malfloy gorączkowo przeszukiwał wzrokiem ulice Hogsmeade; śmierciożercy wycofywali się po deportacji aurorów. Chłopak miał nadzieję, że nie ujrzy wśród ciał poległych bladej, proporcjonalnej twarzy owianej pasmami jasnoblond włosów z wiecznie założoną za ucho różdżką. Odetchnął w duchu z ulgą, gdy jej nie znalazł. Tak, miał do niej żal, znienawidził ją za zabawę swoimi uczuciami. Zabawę którą odkrył po spotkaniu na szkolnym korytarzu Hogwartu w objęciach McLaggena. Owszem, słyszał na szkolnych korytarzach plotki na temat Luny, lecz nigdy w nie nie wierzył. Nie mógł, spędzając przerwy na wspólnych tajemnych schadzkach, długich rozmowach i wieczornych spotkaniach. Sądził, że odnalazł w końcu ten jeden, radosny promyczek w szarej codzienności ubarwionej jedynie przez szkarłat wojny. Że ona jest jego promyczkiem. Mimowolnie uśmiechnął się na jej wspomnienie, po czym próbując ukryć ślady słonych łez poruszał się bezszelestnie wśród trupów; Zakon nie dostrzegł go z racji rzuconego zaklęcia Kameleona. Nawet w takiej sytuacji był o dwa kroki do przodu.
Poczuł znane pieczenie na lewym ramieniu - skrzywił się lekko po czym z ciężkim westchnięciem zniknął pozostawiając po sobie delikatny, czarny pył unoszący się jeszcze przez kilka sekund, aby potem znikł porwany przez bezlitosny wiatr.
***
Po chwili stał przed Czarnym Panem. Skłonił się w powitaniu, nie ważąc się podnieść oczu. Czekała ich kara za nieudaną akcję. Wiedział to. Nieważne ile osób by nie zabili - każdą sumę poniżej tysiąca Voldemort komentował gniewnym prychnięciem i cruciatusami dla każdego, kto uczestniczył w danej akcji. Większości ataków dowodziła Bella lub Severus, a więc to do nich wędrowała największa część czarno magicznych zaklęć - pierwsza przyjmowała karę z niemą czcią i namaszczeniem, a drugi cicho z pokorą za którą ukrywał nienawiść i upokorzenie. Czarny Pan kazał mu powstać po czym, ku zdziwieniu nie tylko jego, usiąść obok siebie, na miejscu równym Mistrzowi Eliksirów, nieobecnemu przy dużym mahoniowym stole, i na pozycji wyższej od zajmowanej przez swego ojca Lucjusza.
- Mój drogi Draconie, mamy dla ciebie pewną niespodziankę. Prezent, którym będziesz mógł się pobawić i udowodnić swoją wierność. - Voldemort zasyczał; każde jego słowo ociekało jadem, mówił powoli, podnosząc tym wagę swych słów. - Ale najpierw, musimy wyjaśnić pewną sprawę! - zaakcentował przedostanie słowo mocno i wyraźnie, kładąc na nie nacisk. Rozejrzał się gniewnie swym lodowatym, pozbawionym uczuć wzrokiem po twarzach zebranych. Z szeregu wyszedł do przodu Glizdogon, szara postać, mało znacząc poplecznik swego Pana, tchórzliwy, nie mający honoru i mogący zmieniać nieskończenie wiele razy strony po to, aby przetrwać.
- Panie, to nie nasza wina, o łaskawy! To Bella, panie, to ta nieposłuszna... - zaczął swój wywód mający na celu uniżenie śmierciożerczyni, jednak nie wiedział, że nie powinien był zaczynać tego kruchego tematu.
- Dosyć! Crucio! - potężny bas czarodzieja rozniósł się po sali balowej Malfloy Manor, odbijając echem od purpurowych ścian pokrytych częściowo boazerią. W oczach mężczyzny czaił się gniew oraz chęć zemsty. Czuł wzbierającą w nim falę nienawiści oraz chęci mordu. Nie analizował zaistniałej sytuacji, nie myślał, po prostu krzyknął. - Avada Kedrava!
***
Bella stała w ostatnim rzędzie ludzi Voldemorta, z nisko schyloną głową, przygarbiona pod ciężarem poczucia winy i bezradności. Nie wychylała się do przodu; czekała cierpliwie na wywołanie, aby ponieść pokutę za nieposłuszeństwo. Nie protestowała gdy Peter zgłosił ją; każde napomknięcie o czyimś błędzie było wychwalane przez Pana, a osoba o której była mowa ponosiła srogą karę. Dlatego też ze zdziwieniem zareagowała na gniew Voldemorta. Jego sługa wykonał poprawnie raport, powinien zdobyć nowe miejsce na spotkaniach lub być obsypany złotem. Tym razem jednak dostał śmierć w nagrodę, a Bella patrzyła oniemiała na swego własnego Boga. Czuła, jak poznaje jego kolejne oblicze, a jej uwielbienie do niego rośnie z każdą chwilą.
Musiała jednak przyznać się do błędu. Sama była niezadowolona z dokonań podczas tej akcji. Była gotowa zadać karę nawet samej sobie. Wystąpiła z szeregu; wszyscy rozstępowali się przed nią wiedząc co będzie dalej.
- O Panie, wybacz mą odwagę lecz muszę to powiedzieć. To moja wina. Powinnam była lepiej zadbać o szczegóły... - kiedy chciała rozpocząć rozważania na temat swej impulsywności, otworzyła usta, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
- Mentalne Silencio Bello - czarna postać krążyła wokół niej, niczym sęp czekający na ostatnie potknięcie ofiary. - Wszyscy wyjść! Możecie już odejść! Draconie - zwrócił się nastolatka o włosach tak jasnych, że prawie białych - masz przyjść jutro, dostaniesz wezwanie, gdy twoja niespodzianka będzie wystarczająco... gotowa. - chłopak skinął głową, mając nadzieję, że Czarny Pan nie zauważy drżenia jego ciała. Bał się, odczuwał to dziwne ludzkie uczucie. Wyszedł jednak z podniesioną głową, jak przystało na czystokrwistego arystokratę.
W dużym pomieszczeniu sali balowej Malfloy Manor pozostał jedynie Voldemort ze swą poplecznicą Bellatrix.
_______________________________________
Ojej, ani to długie, ani ciekawe i kurde po czasie... -.-''
Ale uśmierciłam pierwszą, i nie ostatnią, osobę. ^^
Tak, był mały, czasowy poślizg, mam nadzieję, że wybaczycie.
Ech, dwie osoby (którym ogroomnie dziękuję ;*) skomentowały ostatni rozdział, plus jeden komentarz nijaki, który ukazał się pod wszystkimi najnowszymi notkami na każdym z moich blogów. :c
No nic, wiosna (ta, taka wiosna, że choinkę idę ubierać na święta) przyszła,
to może dawni komentatorzy i czytelnicy obudzą się ze snu zimowego i będą coś po sobie zostawiać. :)
Chciałam także poinformować, o otwarciu przeze mnie nowego bloga
na którego serdecznie zapraszam. ;p
Zostawiajcie też w sowiarnii adresy swoich blogów,
z chęcią wejdę. :)
______________________________________________________________
Co jak co, ale z Voldzia niezła świnia. A właściwie nie świnia, a jaszczurka. DOBRA nie zgłębiajmy się w szczegóły bo mnie głowa rozboli ;D Czy ja Ci już mówiła że Cię uduszę za tak niezadowalającą krótkość rozdziałów? :C Wstydź się! Toż to hańba taki krótki rozdział wstawiać! :C Weź mi tu nie opowiadaj bajek, bardzo ciekawy był. Jakoś nie żałuję tej świni Glizdogona. A niech sobie wącha kwiatki od spodu. Nigdy go nie lubiłam xd Był dla mnie za bardzo "szczurzy" :D Obstawiam że tą niespodzianką będzie wspólne jedzenie burito ! :D Czarny Pan przejdzie na Meksykanizm <- zgadłam? :D Dobra, nie rozgaduję się. Pisz szybko :3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
E tam, ja Voldka nawet lubię. ;p Oj, mówiłaś, mówiłaś... xD Przepraszam, ale pisałam jedynie dzisiaj bo naprawdę ten tydzień był dziwny. ;d Hahaha, widzę, że fanką Pettigrewa nie jesteś. xD Burito i meksykanizm... hm... serio, ale zaczynam się o Ciebie obawiać, kochana. ;p Jeszcze raz dziękuję i życzę również abyś szybko dodała coś na Swojego! ;*
UsuńNo co? Nie lubisz burito? XD
UsuńCo Ty, kocham! xD Ale z tego co wiem, to Voldek nie przepada... :c
UsuńBardzo fajne ale krótkie :( Też nie żałuję Glizdogona.
OdpowiedzUsuńWpadniesz i skomentujesz?
http://hp-dwie-maski-jedna-twarz.blogspot.com/
Dziękuję. ^^ Kurde, nikt za nim nie tęskni? Dobra, przyznaję, ja też nie. xD Z chęcią wpadnę jutro, bądź na tygodniu. :)
UsuńDzień dobry (:
OdpowiedzUsuńPrzed momentem przeczytałam komentarz, który pozostawiłaś na moim blogu. Przyznam szczerze, że widzę niewiele pracy do wykonania, gdyż naprawdę nieźle radzisz sobie z ogólnym zapisem. Jak na moje oko, brakuje głównie kilku znaków interpunkcyjnych, czasem jakiejś literki, na składni się nie znam, dla mnie to niczym czarna magia. ^^
Ale gdybyś nadal była chętna do jakiejś małej korekty rozdziałów, to będę zaszczycona (:
Mój email: lithiumaine@gmail.com
Dziękuję za tak szybką odpowiedź, wysłałam emaila w tej sprawie. :) Oczywiście, że jestem chętna, a więcej szczegółów i kilka pytań ode mnie znajdziesz w wiadomości. :)
UsuńOch, nie, nie, czemu mi to zrobiłaś i urwałaś w najciekawszym momencie wątek? :) Bella to moja ulubiona postać. :)
OdpowiedzUsuń