Czekając w ciszy na rozkazy, śmierciożercy oceniali krytycznym wzrokiem pozycję przy stole zajmowaną przez młodego Weasley'a; piąte krzesło od tego, na którym siedział sam Czarny Pan. Wyżej od większości z nich, niżej jedynie od Severusa, nieobecnego jednak, Lucjusza, Dracona oraz Bellatriks, która z niesmakiem wymalowanym na twarzy kwitowała fakt obecności nastolatka tak blisko siebie.
- A więc mamy nowego przyjaciela, jak już mówiłem. Będzie on znakomitym pionkiem w naszej nowej grze... - Riddle uśmiechnął się jadowicie głaszcząc spoczywającą na jego ramieniu i oplatającą szyję Naginni; po sali rozległy się podekscytowane szepty na wieść o planie - Zmieniamy reguły szanowni panowie i piękne panie! Od dziś nie będziemy działać pochopnie, aby tylko udowodnić naszą, jakże wiadomą i oczywistą, siłę, zaczynamy planować, rozgrywać i wygrywać! Może i będziemy mnie widowiskowi, może i nie będą już straszyć nami małych, niegrzecznych dzieci, ale to my będziemy na końcu górą! - salę wypełniły złowieszcze śmiechy Śmierciożerców i nowe knowania. - Żałuję, że nie ma z nami Severusa, jego inteligencja byłaby nieoceniona... - na chwilę Riddle zamyślił się, jednak po chwili otrząsnął się by kontynuować - Ale jednak musi on dobrze odrywać swoją rolę i być na każde ich zawołanie. Inaczej nasz drogi staruszek mógłby się czegoś domyśleć. - Voldemort mylił się jednak, gdy myślał, że Snape jest jedynie jego szpiegiem, bądź, że coś różni go od wspomnianego dyrektora Hogwartu. Prawda była bolesna i znana niewielu.
***
Sala balowa Malfloy Manor pustoszała z kolejnymi rozdanymi zadaniami. W końcu w pomieszczeniu został jedynie Voldemort i Dracon, który starał się nie patrzeć, gdy wynoszono zmasakrowaną Lunę za pomocą różdżek; patrzył przed siebie udając, że jest ponad to. W końcu po zamknięciu się głównych drzwi Czarny Pan przemówił.
- Pamiętasz moją propozycję, którą złożyłem ci w te wakacje? - po niepewnym kiwnięciu głową w odpowiedzi kontynuował - Ponawiam ją, ale tym razem w innej formie. To twoje nowe zadanie, które musisz wykonać. Dodatkowo postanowiłem ci podarować tą młodą Lovegood, sądzę, że powinna ci pomóc w dotarciu do naszej Złotej Trójcy oraz przy okazji możesz się zabawić. - zaśmiał się okrutnie, Draco poczuł lekkie dreszcze na plecach. Wolał sobie nie wyobrażać, co miał na myśli Riddle.
Przymknął oczy; siedział tu już od około dwudziestu minut, będąc obserwowanym przez baczne oczy i sącząc podany przez ich właściciela napój w postaci bursztynowej ognistej.
- Masz jakieś wieści od swego ojca chrzestnego? - Czarny Pan zmienił swoją postać jednym machnięciem ręką, na tą zwykłą, ludzką; szpara na środku twarzy zmieniła się na idealnie wyprofilowany nos, kolor skóry zmienił się na jasny z lekkimi odcieniami czerwieni na policzkach, a głowę pokryły gęste, brązowe włosy przycięte dość krótko oraz ułożone jakby za pomocą żelu, do tyłu.
- Nie, Panie, zniknął i nie miałem z nim dotąd żadnego kontaktu. Sądzę, że ten stary głupiec musiał mieć dla niego jakieś zadanie. - skłamał gładko, mówiąc półprawdy i nie wspominając o tym, że Dumbeldore także nie wiedział o tym, gdzie przybywał ani co robił. W razie braku alibi jego wuj byłby uraczony kolejnymi porcjami tortur.
Na chwilę zapadła następna dawka śmiertelnej ciszy, jednej z tych, podczas których Draco bał się głębiej odetchnąć. W końcu Voldemort wstał powoli odkładając pustą już szklankę na brzeg stolika. Wyciągnął kościstą, acz dobrze zbudowaną dłoń z kieszeni obszernej, granatowej szaty przekręcając w palcach drewniany, długi patyk. Nastolatek mechanicznie uczynił to samo szykując się na kolejną teleportację. Nie mylił się, po chwili obaj zniknęli w postaciach ciemnych smug.
Miejscem ich podróży była ulica Śmiertelnego Nokturna, gdzie wylądowali rzucając na siebie zaklęcia Kameleona, aby przemieszczać się bezproblemowo. Przeszli kawałek wśród ciemnych uliczek, aby znaleźć się w Borginie&Burksie gdzie zdjęli czary. Na dźwięk dzwonka sprzedawca, stary pan Borgin, przerwał niechętnie oglądanie i stukanie sękatym palcem w słoik wypełniony zakrwawionymi oczami i odwrócił się do drzwi; poskoczył zaskoczony widząc kto w nich stoi.
- Och, Panie, witaj! - zająkując się przy powitaniu, niezdarnie padł na kolana prawie dotykając własnym haczykowatym nosem brudnej, szarej podłogi. Tom przeszedł od razu to tematu, mówiąc ostrym i rzeczowym tonem, lekko przedłużając każdą użytą spółgłoskę s.
Przymknął oczy; siedział tu już od około dwudziestu minut, będąc obserwowanym przez baczne oczy i sącząc podany przez ich właściciela napój w postaci bursztynowej ognistej.
- Masz jakieś wieści od swego ojca chrzestnego? - Czarny Pan zmienił swoją postać jednym machnięciem ręką, na tą zwykłą, ludzką; szpara na środku twarzy zmieniła się na idealnie wyprofilowany nos, kolor skóry zmienił się na jasny z lekkimi odcieniami czerwieni na policzkach, a głowę pokryły gęste, brązowe włosy przycięte dość krótko oraz ułożone jakby za pomocą żelu, do tyłu.
- Nie, Panie, zniknął i nie miałem z nim dotąd żadnego kontaktu. Sądzę, że ten stary głupiec musiał mieć dla niego jakieś zadanie. - skłamał gładko, mówiąc półprawdy i nie wspominając o tym, że Dumbeldore także nie wiedział o tym, gdzie przybywał ani co robił. W razie braku alibi jego wuj byłby uraczony kolejnymi porcjami tortur.
Na chwilę zapadła następna dawka śmiertelnej ciszy, jednej z tych, podczas których Draco bał się głębiej odetchnąć. W końcu Voldemort wstał powoli odkładając pustą już szklankę na brzeg stolika. Wyciągnął kościstą, acz dobrze zbudowaną dłoń z kieszeni obszernej, granatowej szaty przekręcając w palcach drewniany, długi patyk. Nastolatek mechanicznie uczynił to samo szykując się na kolejną teleportację. Nie mylił się, po chwili obaj zniknęli w postaciach ciemnych smug.
Miejscem ich podróży była ulica Śmiertelnego Nokturna, gdzie wylądowali rzucając na siebie zaklęcia Kameleona, aby przemieszczać się bezproblemowo. Przeszli kawałek wśród ciemnych uliczek, aby znaleźć się w Borginie&Burksie gdzie zdjęli czary. Na dźwięk dzwonka sprzedawca, stary pan Borgin, przerwał niechętnie oglądanie i stukanie sękatym palcem w słoik wypełniony zakrwawionymi oczami i odwrócił się do drzwi; poskoczył zaskoczony widząc kto w nich stoi.
- Och, Panie, witaj! - zająkując się przy powitaniu, niezdarnie padł na kolana prawie dotykając własnym haczykowatym nosem brudnej, szarej podłogi. Tom przeszedł od razu to tematu, mówiąc ostrym i rzeczowym tonem, lekko przedłużając każdą użytą spółgłoskę s.
- Dałem ci zadanie, wykonałeś je? - odpowiedziało mu pełne dumy kiwnięcie głową - To dobrze. Nagrodę przyślę ci później przez Belle. Zaprowadź nas do tego.
Po chwili byli na samym końcu sklepu, przy czymś, zasłoniętym starą, zmechaconą płachtą w kolorze ciemnego granatu.
- Oto i to, o co prosiłeś panie! - radosnym głosem oznajmił sprzedawca - Wybacz, Panie, że pytam, ale czy mógłbym dostać już choć pół swej należytości? - oblizał wargi niczym kot na widok myszy. Voldemort pokręcił głową w udawanej dezaprobacie, choć spodziewał się tego.
- Twoja chciwość i zuchwalstwo zawsze mnie zdumiewało, mój drogi. - mężczyzna skulił się, jakby oczekując na przeklęcie - No, ale dobrze. Tutaj - wyciągnął pękaty, skórzany woreczek średniej wielkości - jest połowa tego, co chciałeś. Dostaniesz to, ale najpierw musisz udowodnić, że to działa. - Pan Borgin uśmiechnął się ukazując dziury i przebarwienia na nielicznych zębach, po czym szybkim ruchem dłoni zdjął z tajemniczego obiektu nakrycie.
Oczom Dracona ukazała się znana mu już z opowieści wakacyjnych szafa; stara, zamykana na mosiężne zapięcia, koloru zgniłej zieleni z obdartymi bokami. Jednym, wyćwiczonym ruchem nadgarstka Riddle otworzył drzwi szafy, by później kolejnym transmutować jedną z czaszek w dorodne, czerwone jabłko. Wziął je w swoją dłoń, przekręcił w palcach i położył na dnie szafki. Zamknął starannie drzwiczki zatrzaskując zamknięcia. Po chwili usłyszeli ciche pyknięcie i skrzypnięcia zardzewiałych nawiasów; owocu już nie było. Tom klasnął w dłonie z niebezpiecznymi ikrami w oczach. Rzucił Borginowi woreczek, który ten złapał bez problemu już w powietrzu.
Po chwili byli na samym końcu sklepu, przy czymś, zasłoniętym starą, zmechaconą płachtą w kolorze ciemnego granatu.
- Oto i to, o co prosiłeś panie! - radosnym głosem oznajmił sprzedawca - Wybacz, Panie, że pytam, ale czy mógłbym dostać już choć pół swej należytości? - oblizał wargi niczym kot na widok myszy. Voldemort pokręcił głową w udawanej dezaprobacie, choć spodziewał się tego.
- Twoja chciwość i zuchwalstwo zawsze mnie zdumiewało, mój drogi. - mężczyzna skulił się, jakby oczekując na przeklęcie - No, ale dobrze. Tutaj - wyciągnął pękaty, skórzany woreczek średniej wielkości - jest połowa tego, co chciałeś. Dostaniesz to, ale najpierw musisz udowodnić, że to działa. - Pan Borgin uśmiechnął się ukazując dziury i przebarwienia na nielicznych zębach, po czym szybkim ruchem dłoni zdjął z tajemniczego obiektu nakrycie.
Oczom Dracona ukazała się znana mu już z opowieści wakacyjnych szafa; stara, zamykana na mosiężne zapięcia, koloru zgniłej zieleni z obdartymi bokami. Jednym, wyćwiczonym ruchem nadgarstka Riddle otworzył drzwi szafy, by później kolejnym transmutować jedną z czaszek w dorodne, czerwone jabłko. Wziął je w swoją dłoń, przekręcił w palcach i położył na dnie szafki. Zamknął starannie drzwiczki zatrzaskując zamknięcia. Po chwili usłyszeli ciche pyknięcie i skrzypnięcia zardzewiałych nawiasów; owocu już nie było. Tom klasnął w dłonie z niebezpiecznymi ikrami w oczach. Rzucił Borginowi woreczek, który ten złapał bez problemu już w powietrzu.
***
Marzenia. Coś ulotnego, nierzeczywistego, a często jednak będącego tuż na wyciągnięcie ręki. Tak było i tym razem. Draco marzył o uwolnieniu Luny, Voldemort o wygraniu bitwy, Severus o obudzeniu Hermiony, Harry o spotkaniu sam na sam z Cho, a Ron o władzy i potędze. Każdy ma przecież jakieś mniejsze lub większe pragnienia i plany. Ale Bóg często po prostu reaguje śmiechem słysząc je.
Rudowłosy chłopak szedł ciemnym korytarzem zmieniając szybkimi ruchami starej, wysłużonej różdżki kostium śmierciożercy na zwyczajne ubrania; lekko sprany t-shirt, dżinsy z jedną, zaszytą dziurą oraz szatą zarzuconą na ramiona. Czuł się wspaniale, jak zawsze po dostaniu ważnego zadania w którym mógł się wykazać i przezwyciężyć kogoś udowadniając swoją pozycję. Był poplecznikiem Czarnego Pana już od piątej klasy, kiedy to zauważył, że można inaczej; nie trzeba być w czyimś cieniu, da się wybić na wyżyny poprzez dobór korzystniejszej strony podczas wojny.
Jego Pan zapewnił mu wszystko czego chciał za małą pomoc, informacje które i tak by przekazał podczas torturowania czy śmierci. A teraz mógł śmiać się ponuremu Kosiarzowi prosto w twarz. Jedyne co musiał to zbierać ważne dane i utrzymywać pozory zidiociałego i biednego Rona, cieszącego się z osiągnięć wspaniałego Pottera.
***
_____________________________________
Znalazłam dzisiaj cudowną piosenkę, która idealnie pasuje do wątku Sevmione w naszym opowiadaniu! ♥ Miałam napisać coś o nich, ale niestety musiałam znowu jakoś rozłożyć z powodu złożoności poniektórych wątków, nie chcę zbytnio mieszać a jednocześnie mam wrażenie, że otwarłam zbyt wiele kart i muszę poniektóre zamknąć na chwilę, by skupić się na tych głównych, podstawowych. Rozdział sam w sobie pisany dwa razy, a raczej posiadający dwie wersje; napisałam jedną, drukowałam, czytałam, pisałam na kartkach i nic mi nie pasowało, nie sklejało się w jednolitą całość. Musiałam zacząć od początku aby jako tako stwierdzić, że mogę to pokazać. Ostatnio mam lekkie problemy i niezbyt czasu do pisania, ale postaram się w miarę możliwości aby nadrobić zaległości. Mam już spisane zarysy rozdziałów do dwudziestego. :) Komentujcie! ;*